poniedziałek, 30 lipca 2007

Głos Magisterium: Analiza encykliki Piusa XII Mystici corporis Christi

Czy koncepcja tzw. chrztu pragnienia znajduje poparcie w wypowiedzach Magisterium Kościoła? Zwolennicy tej koncepcji nie przyjmują do wiadomości wyraźnych stwierdzeń papieży i soborów z XIII-XV wieku o zbawieniu jedynie w Kościele więc tym razem przedstawię dowód w postaci analizy encykliki dwudziestowiecznego papieża, Piusa XII. W 1943 roku ogłosił on encyklikę o Kościele jako mistycznym ciele Chrystusa, Mystici corporis Christi. Poniżej przytaczam dłuższe fragmenty tego dokumentu by nie zostać posądzonym o wypaczanie sensu całej encykliki. Sądzę, że stanie się jasne, że dokument ten nie tylko nie stanowi dowodu na poparcie koncepcji chrztu pragnienia lecz przeciwnie wyraźnie głosi potrzebę powrotu niekatolików do Kościoła ze względu na niepewność zbawienia poza nim. Polskie tłumaczenie encykliki można znaleźć na:

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pius_xii/encykliki/mystici_corporis_29061943.html

Tożsamość Kościoła

W #3 Kościół określony jest jako "jedyny port zbawienia". W #5 Pius XII ufa, że ci, co "z dala trzymają się od Kościoła" poczują "się za natchnieniem i pomocą łaski Bożej, pobudzeni do tego, aby móc uczestniczyć w takiej jedności i miłości".

Czy powyższe zdanie odnosi się do pewnego rodzaju 'niepełnej jedności' o których mówią dokumenty Soboru Watykańskiego II Lumen Gentium i Unitatis Redintegratio? Nie, zdanie to wyraża pragnienie papieża by ci, którzy "są odłączeni od Owczarni Chrystusowej" stali się członkami Kościoła Katolickiego. Dokument mówi o tym w dalszej części.

#12 nie pozostawia wątpliwości, że Kościół Chrystusowy to Kościół rzymskokatolicki, który stanowi mistyczne ciało Chrystusa:

"Już zaś dla określenia i opisania tego prawdziwego Kościoła Chrystusowego, którym jest święty, katolicki, apostolski Kościół Rzymski, nie znajdujemy nic godniejszego, nic wspanialszego, nic wreszcie bardziej Boskiego nad owo miano, które Go zowie: "Mistycznym Ciałem Jezusa Chrystusa".

Wejście do Kościoła

#16 wyraźnie określa sposób, w jaki stać się można członkiem Kościoła i utrzymać z nim jedność:

"Zbawca rodzaju ludzkiego w nieskończonej dobroci swojej w przedziwny sposób zaopatrzył swoje Ciało mistyczne, bogacąc je w Sakramenty, które mają te zadanie, aby członków Kościoła od kołyski aż do grobu podtrzymać nieustannie jakby na pnących się w górę stopniach łask"

oraz

"Tak więc przez obmycie wodą Chrztu św., ci którzy narodzili się dla tego śmiertelnego życia, nie tylko odradzają się ze śmierci grzechu i stają się członkami Kościoła, lecz nadto naznaczeni duchowym charakterem stają się zdatnymi i zdolnymi do przyjmowania reszty świętych darów Bożych."

Potwierdza to #17: "Do członków Kościoła w rzeczywistości zaliczać trzeba tych tylko ludzi, którzy sakrament odrodzenia na Chrzcie św. przyjęli i wyznają prawdziwą wiarę, a nie pozbawili się sami w niegodny sposób łączności z Kościołem, ani też władza prawowita nie wyłączyła ich z grona wiernych za bardzo ciężkie przewinienia." Kolejne zdanie z tego akapitu podkreśla tę prawdę: "Jako więc w prawdziwym zgromadzeniu wiernych jedno mamy ciało, jednego ducha, jednego Pana i jeden chrzest, tak też możemy mieć jedną wiarę"

Zwróćmy uwagę na "PRAWDZIWE zgromadzenie wiernych" i "JEDEN chrzest".

Pius XII zaznacza następnie ,że przyjęcie do Kościoła następuje poprzez przyjęcie sakramentu chrztu: Chrystus "objaśnił im chrzest święty (J 3, 5), przez który mieli ludzie wierzący być wcielani do Ciała Kościoła".

Przypis przywołuje werset z ewangelii św. Jana, który wyraźnie mówi o sakramencie chrztu. Włączenie do Kościoła w sakramencie chrztu pojawia się też w #23:

"Na drzewie krzyża wreszcie nabył sobie swój Kościół, to jest wszystkich członków Ciała Mistycznego; ci bowiem nie byliby przyłączeni przez chrzest do tego Ciała, gdyby nie ta moc zbawcza Krzyża, która ich w całej pełni wcieliła pod panowanie Chrystusowe."

Kto pozostaje poza Kościołem?

Pius XII przypomina o nauce Soboru we Florencji o tych, którzy pozostają POZA Kościołem:

#18:"Albowiem nie każdy grzech, choćby i ciężką był zbrodnią, jest już tej miary, aby z samej natury swojej wyłączył człowieka z Ciała Kościoła, jak to robi schizma, herezja lub apostazja. "

A więc można wnioskować, że schizma, herezja lub apostazja "wyłącza" człowieka z Ciała Kościoła. Potwierdza to zwyczaj Kościoła, że nawróceni z prawosławia, anglikanizmu lub kalwinizmu (nie wspominając o islamie czy judaiźmie) muszą wyrzec się błędów i wypowiedzieć całe wyznanie wiary katolickiej.

Z kolei, ktoś mógłby uznać, że osoby, które nie są członkami Ciała Kościoła, pozostają w łączności z duszą Kościoła. Encyklika jednakże definiuje duszę Kościoła następująco:

#45:"A wreszcie, choć przyczynia łaską swoją Kościołowi co dzień nowego wzrostu, wzdraga się mieszkać przez łaskę uświęcającą w członkach, od cała całkiem odciętych. Tę właśnie obecność Ducha Jezusa Chrystusa nasz poprzednik Leon XIII, mądrością nader wsławiony, w encyklice Divinum illud zwięźle a dobitnie określił, mówiąc: "Niech wystarczy to powiedzieć, że gdy Chrystus jest Głową Kościoła, to Duch Św. jest Jego duszą".

Zaś w # czytamy, że Duch Święty And the Holy Ghost 'perfects' the members of the Body as we read in #77:

"This communication of the Spirit of Christ is the channel through which all the gifts, powers, and extraordinary graces found superabundantly in the Head as in their source flow into all the members of the Church, and are perfected daily in them according to the place they hold in the Mystical Body of Jesus Christ."

Wezwanie do niekatolików by weszli do Kościoła

Jaki wniosek wyciąga Pius XII?

#78:"[N]ie można pomyśleć nic zaszczytniejszego, jak należeć do świętego, katolickiego i apostolskiego Kościoła Rzymskiego, przez który stajemy się członkami jednego tak czcigodnego Ciała, gdzie rządzi nami jedna tak dostojna Głowa, jeden przenika nas Duch Św., jedna wreszcie zasila nas nauka, jeden karmi Chleb Anielski na tej ziemi wygnania, póki nie przejdziemy do jednej wiecznej szczęśliwości w niebie."

A co z tymi, którzy pozostają poza Owczarnią? Czy winni pozostać w tym stanie? Nie, jako że Pius XII w swej ojcowskiej miłości wzywa nas, członków Ciała Kościoła:

But what about those 'outside the fold'? Should they remain where they are? No, Pius XII in his fatherly charity makes this appeal to us, members of the Body:

#96:"A najpierw, naśladujmy objętość tej miłości. Jedna jest Oblubienica Chrystusowa, a tą jest Kościół św. Miłość jednak Boskiego Oblubieńca rozciąga się tak daleko, że nie wykluczając nikogo, cały rodzaj ludzki w swej Oblubienicy obejmuje. Z tej to właśnie przyczyny Zbawiciel nasz Krew swoją przelał, aby wszystkich ludzi, różniących się między sobą pochodzeniem i pokoleniem, pojednać z Bogiem na krzyżu i zmusić ich, aby się zrośli wspólnie w jedno ciało. Prawdziwa tedy miłość Kościoła żąda nie tylko tego, abyśmy w Ciele Mistycznym byli jeden drugiego członkami, mającymi dzielić nawzajem starania (Rzym 12, 5; 1 Kor 12 25), które powinny cieszyć się, gdy taki członek jest w chwale, a współcierpieć z cierpiącymi (1 Kor 12, 26), ale także innych ludzi, dotąd z nami w ciele Kościoła nie złączonych, uznawali za braci Chrystusa wedle ciała, powołanych wraz z nami do tej samej wiecznej chwały niebieskiej."

Warto zwrócić uwagę, że papież łączy kwestię "złączenia" z Kościołem i zbawienia oraz wyrażenie "dotąd z nami w Ciele Kościoła nie złączonych".

W #86 Pius XII podkreśla, że poprzez ' ' niekatolicy mogą wrócić do owczarni Kościoła:

"Tego też bardzo gorąco pragniemy, aby te wspólne prośby z wielką miłością przechodziły w pomoc tym także, którzy albo nie są jeszcze dość oświeceni prawdami Ewangelii albo nie weszli dotąd do bezpiecznej owczarni Kościoła św., lub też przez nieszczęsne rozterki religijne są odłączeni od Nas, którzy bez Naszej zasługi piastujemy Osobę Chrystusową tu na ziemi."

Niebezpieczeństwo pozostawania poza Kościołem

Widzimy więc intencje Piusa XII i kontekst słynnego cytatu, który pojawia się w #87, odnosząc się do tych, którzy "nieświadomym jakimś pragnieniem i życzeniem kierowaliby się ku Mistycznemu Ciału Zbawiciela". Po zdaniu tym Pius XII wyraźnie pragnie by niekatolicy weszli do "jedności katolickiej". Cały akapit z pewnością nie pozwala sądzić by, pozostając poza widzialnym Kościołem, niekatolicy byli bezpieczni co do swojego zbawienia:

"Tych również, którzy do widzialnej budowy Kościoła nie należą, My od początku naszego Pontyfikatu, jak zresztą wiecie, Czcigodni Bracia, powierzyliśmy Opiece niebieskiej, uroczyście to stwierdzając, że gdy śladami Dobrego Pasterza kroczymy, nie mamy innego, równie serdecznego pragnienia nad to, aby oni "życie mieli i obficiej mieli".
I to uroczyste nasze oświadczenie chcemy tu przez tę Encyklikę powtórzyć, w której głosimy chwalę "wielkiego i wspaniałego Cała Chrystusowego" (Ireneusz). W tym celu upraszaliśmy Sobie modły całego Kościoła i zapraszamy wszystkich i każdego z osobna sercem, pełnym miłości, aby idąc dobrowolnie i ochotnie za natchnieniem wewnętrznym łaski Bożej, starali się wydobyć z tego stanu, w którym o wieczne zbawienie własnej duszy spokojni być nie mogą (Pius IX, Jam vos omnes, 1866).
Chociaż bowiem nieświadomym jakimś pragnieniem i życzeniem kierowaliby się ku Mistycznym Ciału Zbawiciela, tracą tyle i tak wielkich łask niebieskich i pomocy, które uzyskać można tylko w Kościele Katolickim. Niechże więc wejdą do jedności katolickiej i z Nami w tej jednej budowie Ciała Jezusa Chrystusa złączeni, do jednej Głowy się zwrócą w tej społeczności, pełnej najchwalebniejszej miłości. Nie ustając nigdy w prośbach Naszych do Ducha miłości i prawdy, czekamy na nich z podniesionymi i otwartymi rękoma, jako na tych, co mają przyjść nie do obcego, ale do swojego własnego i ojcowskiego domu."


Wymóg sakramentu chrztu i pragnienia chrztu św.

Czy Pius XII miał na myśli nawrócenia na łożu śmierci bez jakichkolwiek świadków czy też wzywał tym samym do publicznego powrotu do Wiary poprzez przyjęcie sakramentu chrztu św. lub wyrzeczenie się herezji? Tuż po #87 czytamy:

"Jeśli pragniemy, aby nieustannie taka modlitwa całego Mistycznego Ciała szła przed tron Boży, aby wszyscy błąkający się z dala weszli jak najprędzej do jednej Owczarni Chrystusowej, wyznajemy jednak otwarcie, że absolutnie konieczną jest rzeczą, aby to działo się z własnej woli i ochoty, ponieważ nikt nie wierzy, jak tylko ten, kto chce (Św. Augustyn) Dlatego też, jeśli się zdarza, że niewierzących zmusza ktoś do tego, iżby weszli do świątyni Kościoła i zbliżyli się tam do ołtarza, aby przyjąć sakramenty święte, tacy nie stają się prawdziwymi chrześcijanami. Wiara bowiem, bez której "niepodobna jest podobać się Bogu" (Hebr 11, 6), musi być całkiem "dobrowolnym posłuszeństwem rozumu i woli" (Sobór Wat. Konstytucja o wierze katolickiej, r. 3). Jeśli więc kiedykolwiek bywa tak, że wbrew stałej nauce tej Stolicy Apostolskiej zmusza się kogoś mimo jego woli do przyjęcia wiary katolickiej, My, świadomi Naszego urzędu, stanowczo to potępiamy."

Tekst ten odnosi się wyraźnie do sakramentu chrztu św., który w przeciwieństwie do niesakramentalnego 'chrztu pragnienia', mógłby być przyjmowany pod przymusem. Zgodnie z nauką poprzednich papieży (np. Benedykta XIV, Denz. 1481), potępia on przymus w przyjęciu chrztu lub powrocie do wiary. Na ironi zakrawa fakt, że tekst ten wspiera interpretację deklaracji Soboru Trydenckiego, która wymaga zarówno sakramentu jak i jego 'pragnienia'--tj. pragnienie katechumena jest niezbędne by uznać sakrament za ważny. W takim sensie Pius XII uznaje pragnienie za nieodłączny element chrztu, stwierdzając, że bez pragnienia chrzest byłby nieważny.

Nie ma odwołania od głosu Magisterium do Ojców Kościoła lub teologów

Pius XII nie napisał tej encykliki by otwierać możliwości rozpatrywania wszelkiego rodzaju 'nieznanych dróg' wejścia do Kościoła. W swej późniejszej encyklice "Humani Generis" (1950) przyznał, że w owym czasie definicje dotyczące granic i struktury Kościoła wymagały obrony:

#18: "Zwykli zaś niektórzy pomijać naumyślnie wywody Encyklik papieskich o charakterze i ukształtowaniu Kościoła, przekładając nad nie jakieś mgliste pojęcia oparte niby na Ojcach Kościoła, zwłaszcza greckich. Zdaniem ich, nieraz powtarzanym, Papieże nie chcą rozstrzygać dyskusji prowadzonych przez teologów i dlatego nowsze konstytucje i orzeczenia Kościoła Nauczającego należy, powróciwszy od pierwotnych źródeł, tłumaczyć według pism starożytnych pisarzy."

Kto przypuszczał te ataki? Cóż, 'katoliccy' teologowie, przed którymi Pius XII ostrzega w #21 Humani generis (Denz. 2314):

"Razem bowiem ze świętymi źródłami Bóg dal Kościołowi Władzę Nauczania żywego, aby także wyjaśniać i wydobywać z depozytu wiary to, co zawiera się w nim w sposób niejasny i jakby pośredni. A autentyczne wykładanie tego depozytu powierzył Zbawiciel nie poszczególnym wiernym, ani nawet teologom, lecz Władzy Kościoła Nauczającego. Skoro zaś Kościół już częstokroć w ciągu wieków wykonywał ten urząd czy to w formie zwyczajnej, czy nadzwyczajnej, jest rzeczą oczywistą, że metoda tłumaczenia tego, co jest jasne , przez to, co jest ciemne, jest z gruntu fałszywa. Należy zastosować wręcz odwrotny porządek. Dlatego też poprzednik Nasz, wiekopomnej pamięci Pius XI, pouczając, iż najczęstszym zadaniem teologów jest wykazywanie, w jaki sposób doktryna określona przez Kościół zawiera się w źródłach, nie bez poważnej przyczyny dodał słowa: " w tym jednak znaczeniu, w jakim ją Kościół określił".

Wielu obrońców tzw. chrztu pragnienia twierdzi, że dosłowne rozumienie dogmatu "Poza kościołem nie ma zbawienia" nie jest tożsame z sensem, w jaki Kościół ROZUMIAŁ ten termin. Pius XII jednakże przypomina o hierarchii źródeł--w przypadku konfliktu między zgodą pomiędzy teologami a encyklikami papieskimi bądź DEFINICJAMI soborów, winniśmy opierać naszą wiarę na słowach papieży i soborów.

Przykłady powyższe służą wykazaniu, że wierni mają do dyspozycji pewną naukę magisterium w tym względzie i w związku z tym skoro Magisterium wypowiedziało się na ten temat nie jest wskazane podążać za większością teologów, którzy snują hipotezy nawet na podstawie wielu wypowiedzi Ojców Kościoła.

Pius XII uzasadnia wydanie encykliki o Kościele potrzebą wyjaśnienia kwestii, które były przedmiotem spekulacji teologów zarówno w Kościele jak i poza nim:

Mystici corporis Christi, #9: "Główną atoli przyczyną i pobudką, dla której o tak wzniosłej nauce głębiej rozprawiać pragniemy, to Nasz obowiązek i troska pasterska. Wiele już wprawdzie dzieł o tym przedmiocie wydano drukiem, wiemy też dobrze, że nie brak ludzi, którzy z wielkim zapałem tym studiom się oddają i że pobożność chrześcijańska z niemałym zadowoleniem czytaniu tych dzieł czas swój poświęca. (...) A jednak, chociaż słusznie i prawdziwie cieszyć się możemy z tego, co wyżej napomknęliśmy, zaprzeczyć niepodobna, że ci, co stoją poza prawdziwym Kościołem, grube błędy szerzą o tej właśnie nauce i że nawet wśród wiernych chrześcijan krążą niedokładne, lub zgoła fałszywe zapatrywania, które umysły z drogi prawdy sprowadzają."

Czy Pius XII wyrażałby swoją troskę o dusze, które mu zostały powierzone, wskazując na środki zbawienia poza Kościołem Katolickim? Czemuż więc wielokrotnie podkreślał w encyklice Mystici corporis Christi wagę członkostwa w Ciele Kościoła dla osobistego zbawienia? Bądźmy tej samej myśli co Pius XII.

Obowiązek świeckich katolików rozszerzania 'światła nieskażonej wiary' (Leon XIII)

Może powstać wątpliwość jak mogę jako świecki katolik bazować w obronie dogmatu na lekturze papieskiej encykliki. Właściwość takiego postępowania potwierdza inna encyklika, Sapientiae christianae, wydana w 1896 roku przez Leona XIII. Po pierwsze, wskazane jest by również świeccy katolicy rozszerzali Wiarę:

#16: "To współdziałanie i praca chrześcijan w głoszeniu wiary wydała się przecież i Ojcom Soboru Watykańskiego nie tylko pożyteczną, ale nawet potrzebną. "Upominamy - mówią oni - wszystkich chrześcijan, a mianowicie tych, którzy przewodniczą albo nauczają, zaklinamy ich na miłość Chrystusa i wzywamy ich na mocy władzy tegoż Pana i Zbawiciela, aby wszelkiego dołożyli starania, by trzymać błąd wszelki z dala od Kościoła i szerzyć czyste światło wiary" . Nie powinniśmy także przy tym zapominać, że wszyscy mogą, mianowicie za pomocą przykładu własnego życia podług wiary i za pomocą wyznawania wiary, szerzyć wiarę katolicką. Między obowiązkami zatem, jakie mamy wobec Boga i Kościoła, najpierwszym jest ten, abyśmy podług możności i zdolności starali się o szerzenie wiary chrześcijańskiej i bronienie jej przed przeciwnymi błędami."

Po drugie, jedyną bezpieczną drogą by zwalczyć błędy jest korzystanie nie bezpośrednio z pism Ojców czy Pisma Św. lecz raczej z wypowiedzi papieży, którzy je interpretowali. Leon XIII tak wyraża się w tym przedmiocie w #24 encykliki Sapientiae christianae:

"Dlatego też musi być przedstawionym powadze i uznaniu Papieża, co zawiera właściwie objawienie Boskie, które z nauk są z nim w zgodzie, a które od niego odstępują; Papież też jedynie może wykazać, co jest dozwolonym, a co niedozwolonym; co mamy czynić, a czego czynić nie wolno, jeżeli pragniemy dostąpić wiecznego zbawienia; inaczej Papież nie mógłby dla ludzi być niewątpliwym i pewnym tłumaczem słowa Bożego, nie mógłby on też być dla nich wytrawnym przewodnikiem w wędrówce doczesnego życia."

Mam nadzieję, że ta pobieżna analiza jednej z kluczowych encyklik o Kościele, Mysticir corpori Christi, potwierdzi w umysłach czytelników prawdziwość dosłownego rozumienia dogmatu Extra Ecclesiam Nulla Sallus.

środa, 25 lipca 2007

Ks. Żychliński: Heretyk nie jest teologiem

Sądom T. Bartosia i ks. Hryniewicza nie daję wiary i opieram to na dowodzie ks. Aleksandra Żychlińskiego, który przeczy zdaniu, że po odrzuceniu prawd wiary, można ufać innym jego sądom:

Teolog zatem, który nie ma wiary nadprzyrodzonej, nie może mieć tej pewności zasad, jakiej wymaga istota poznania teologicznego, to znaczy, pewności bezwzględnej. Ostateczną pobudką jego uznania teologicznego są w tym wypadku dowody apologetyczne, które dają tylko pewność moralną – choć zupełnie wyjątkową. Z tego wypływa wniosek, że teologia zbudowana na prawdach objawionych, uznanych z wiarą przyrodzoną, nie może być prawdziwą wiedzą dla braku odpowiedniej pewności. Raczej przedstawia ona, jak wspomnieliśmy, sumę wiadomości przyrodzonych o Bogu i rzeczach Bożych, posiadających mniejszą lub większą pewność, stosownie do stopnia pewności, jaki teolog własnym zdobył wysiłkiem na mocy dowodów apologetycznych. Widzimy więc, że tylko wiara nadprzyrodzona daje teologowi zasady, posiadające ten stopień pewności, jakiego wymaga istota teologii ze względu na własny przedmiot. W przeciwnym razie nie mamy poznania i uznania teologicznego, lecz mniemanie o Bogu i rzeczach Bożych. Takie "wiadomości" teologiczne zasługują na nazwę, "cadaver theologiae" (teologicznego trupa), bo nie stanowią prawdziwej teologii.

Z powyższego wynika, że heretyk, który odrzuca choćby jedną tylko prawdę wiary, już nie jest formalnie teologiem, gdyby nawet materialnie posiadał rozległe wiadomości teologiczne. Straciwszy bowiem wiarę nadprzyrodzoną, nie poznaje on zasad teologii w właściwym świetle, lecz opiera się na osobistym przekonaniu. A że heretyk zachowuje materialnie nałóg wiedzy teologicznej, dlatego, tracąc wiarę, nie jest on sobie psychicznie świadom zmiany, którą jako teolog przechodzi. Dzieje się to, jak powiada Jan od św. Tomasza, "quasi insensibiliter". Pojęcia teologiczne i ich logiczne powiązanie, a więc to, co właśnie tyle wymaga trudu i pracy umysłowej, zostają materialnie nietknięte; tylko pierwiastek formalny poznania teologicznego ustępuje, gdy światło nadprzyrodzonej wiary przestaje świecić w duszy heretyka lub niewierzącego. Dlatego u heretyków i niewierzących o teologii mówić nie można, chyba tylko w znaczeniu analogicznym.

Zrodlo: Ks. Dr Aleksander Żychliński, Teologia. Jej istota, przymioty i rozwój według zasad św. Tomasza z Akwinu. Poznań – Warszawa – Wilno – Lublin [1923], s. 11. Opublikowane na stronie: http://www.ultramontes.pl/teolog.htm

Ks. Hryniewicz ostrzega przed 'despotyzmem' tradycyjnej teologii

Ks. Waclaw Hryniewicz, kierownik Instytutu Ekumenicznego KUL, z entuzjazmem przyjal tekst o. Tadeusza Bartosia "Teologia w pulapce strachu", ktory uznal za "odwazny, uczciwy i odpowiedzialny". Przy okazji postraszyl czytelnikow Gazety Wyborczej (9.09.2005) wizja strasznego, nietolerancyjnego Kosciola 'przedsoborowego', ktory wydawal wyroki zbiorowe, stosowal 'metody nawracania sprzeczne z duchem ewangelii' i zapalal stosy. Co, zdaniem ks. Hryniewicza, motywowalo Kosciol do takich dzialan? Oczywiscie doktrynerskie przekonania o zbawieniu i posiadaniu prawdy...

Doktryna nie jest abstrakcyjnym tworem oderwanym od życia. Doktryny kształtują postawy konkretnych ludzi, wywierają wpływ na wiarę, uczucia, wolę i poglądy ogromnych rzesz ludzi. Często określona doktryna stawała się narzędziem instytucjonalnych nacisków, a nawet przemocy we wspólnotach kościelnych. Teologia wywiera wpływ na myślenie i postępowanie chrześcijan nie tylko wobec siebie nawzajem, ale również wobec wyznawców innych religii i światopoglądów. Chodzi zwłaszcza o doktryny podtrzymywane w Kościele przez wieki. Niech wystarczy tylko jeden przykład - ostrzeżenia Jezusa przed możliwością zatracenia i Gehenny (tym mianem Jezus określał to, co później nazwano piekłem). Oficjalne orzeczenia Kościoła nie poprzestawały na twierdzeniu o możliwości zatracenia i potępienia, lecz orzekały o faktycznym urzeczywistnianiu się kary wiecznej. Sobór Florencki (XV wiek) uroczyście ogłaszał, że udziału w życiu wiecznym nie otrzyma nikt będący poza Kościołem katolickim: ani poganie, ani Żydzi, ani heretycy, ani schizmatycy. Pójdą w ogień wieczny, o ile przed śmiercią nie znajdą się w Kościele katolickim. Nie pomogą żadne dobre czyny, jałmużny, a nawet przelanie krwi dla Chrystusa. Nie zbawi się nikt, kto nie trwa w jedności Kościoła katolickiego.

Często usprawiedliwia się Kościół tym, że nikogo imiennie nie skazał na potępienie. W rzeczywistości czynił coś gorszego: skazywał na nie wielu ludzi. Zbiorowe wyroki nie dotyczyły jedynie poszczególnych osób, lecz całych społeczności ludzkich. Nie pozostały one w sferze teorii. Wyrok potępiający był przyczyną niesprawiedliwego traktowania ludzi, źródłem wielu historycznych dramatów i tragedii. Usprawiedliwiał metody nawracania sprzeczne z duchem Ewangelii. Mówienie o despotyzmie historycznych doktryn nie jest przesadą. Już tu, na ziemi, zapalano coraz to nowe "ognie piekielne" w postaci płonących stosów. Człowiek chciał naśladować "swojego Boga", ostatecznego pogromcę wszystkich Jego przeciwników. Tak ginęli "kacerze", Żydzi, niewierzący, czarownice i wróżbiarze - wszyscy, których podejrzewano o paktowanie z diabłem. Tak umacniała się postawa wrogości wobec ludzi, skłonność do traktowania podziału i rozdarcia jako rzeczy normalnej i zrozumiałej. Zanikało poczucie międzyludzkiej solidarności, tak charakterystycznej dla chrześcijańskiego rozumienia całego dramatu zbawienia. Skoro z góry wiadomo z całą pewnością o ostatecznym podziale ludzkości, to nie ma sensu, współczując ludzkiej niedoli, trudzić się nad zmianą tej nieuchronności.

Gdzie zdaniem ks. Hryniewicza Kosciol popelnil blad? Przez wieki nie rozumial glebokiego zrozumienia tego czym jest prawda. Na ratunek przychodzi ks. Hryniewicz, ktory jak wszyscy znani nam modernisci twierdzi, ze historia Kosciola to splot okolicznosci historyczno-politycznych a prawda jest tak naprawde nieznana, bo jest ukryta w doswiadczeniu jednostki:

Prawda ma właściwą sobie moc przenikającą w głąb ludzkiego ducha. Ogarnia ona ludzki umysł i serce bez zewnętrznej interwencji. Wolności i prawdy doświadcza się od wewnątrz. Każdy człowiek nosi w sobie niepowtarzalną tajemnicę własnego losu. Ludzkich przeżyć, poszukiwań i zmagań nie da się sprowadzić do rytmu instytucjonalnych przemian w Kościele. Nie można ich mierzyć miarą definicji katechizmowych. W każdym człowieku dokonują się sprawy, które nie mieszczą się w ramach pouczeń papieży i uchwał soborów. W rozumieniu spraw wiary różnić się będziemy do końca czasów. Być może niedola nasza polega na tym, że z natury jesteśmy skazani na wybiórczość. W pewnym sensie wszystkie nasze doktryny są po swojemu wybiórcze. Wyrosły na gruncie odmiennej wrażliwości, w kontekście innych zmagań, innego sposobu rozumienia i koncentracji na pewnych wymiarach prawdy. Trzeba zachować poczucie ich zrośnięcia z czasem, historią i pytaniami danej epoki.

Jesli wiec istnieje 'prawda czasu' a prawdy absolutne to jedynie rojenia zbyt pewnych siebie teologow, to nalezy tylko sie cieszyc z ograniczenia roli Kosciola jako arbitra:

Historii zawdzięczamy to, że chrześcijanie stali się dzisiaj ludźmi bardziej wolnymi. Minęła epoka, kiedy chrześcijaństwo było obowiązującą ideologią całej wspólnoty, narodu lub państwa. Trzeba się cieszyć, że nie żyjemy już w czasach inkwizycji i doczesnych wpływów Kościoła. Jak nie doceniać tego zastanawiającego dobrodziejstwa historycznych przemian!

Dziekuje ks. Hryniewiczowi, ze bez ogrodek przedstawil swiatopoglad modernistyczny w calej krasie. Dlaczego tylko upiera sie przy tym by wykladac teologie katolicka?

T. Bartos ostrzega przed tradycyjna interpretacja nauki Kosciola

Byly dominikanin, Tadeusz Bartos, obawia sie, ze 'przedsoborowa' interpretacja dogmatu 'poza Kosciolem nie ma zbawienia' wydaje zle owoce w postaci 'moralnej degeneracji kleru'. Co gorsza, jego zdaniem, zanosi sie na powrot tego 'niebezpiecznego myslenia', a przeciez Sobor Watykanski Drugi otworzyl 'mozliwosc zbawienia i dochodzenia do autentycznej prawdy u niekatolikow'. Oto fragment tekstu Radio, co zgorszenie sieje z wczorajszej Gazety Wyborczej.

Istotne źródło moralnej degeneracji tkwi we wspomnianym już syndromie z góry danej przynależności do jedynie słusznej orientacji (religijno-ideowej), która to przynależność gwarantuje zbawienie i permanentne (automatyczne) posiadanie racji ("Bóg z nami" - "Gott mit uns"), ze względu na własny wyższy status ontyczny (bycia duchownym, ewangelizatorem, itp.). Duchowni, przyzwyczajeni do bycia ex definitione po słusznej stronie, łatwo tracą czujność i zatracają sumienia.

To także pokłosie wychowania katolickiego, które do niedawna głosiło własny monopol na prawdę i zbawienie - tak interpretowano klasyczną formułę „poza Kościołem nie ma zbawienia” (extra Ecclesiam nulla salus). Dziś wraca się do takiego niebezpiecznego myślenia, zapominając o nauce Soboru Watykańskiego II otwierającego możliwość zbawienia i dochodzenia do autentycznej prawdy u niekatolików.

To jest dramat kleru, pułapka, w którą trudno nie wpaść. Oficjalne bycie reprezentantem Boga i Jego głównego "przedstawicielstwa" na ziemi ("jedyny Kościół Boga trwa w Kościele katolickim", brzmi stara formuła) - a w tę rolę społeczną kler siebie wpisuje i przez otoczenie bywa wpisywany - jest zajęciem wielce ryzykownym. Zbyt jawnie fałszywym, by wiarygodność osiągać na zwykłej drodze przekonywania czy argumentacji.

Najbardziej zdumiewa pojecie 'dochodzenia do autentycznej prawdy u niekatolikow'--czy Bartos ma na mysli, ze autentycznosc prawdy zasadza sie na autentycznosci intencji badz emocji jednostek, czy tez sadzi, ze prawda znajduje sie poza Kosciolem Katolickim? To ostatnie twierdzenie uzasadnialoby decyzje Bartosia o opuszczeniu zakonu.

Bartos tak uzasadnia odejscie z zakonu dominikanow:

„Chcę odejść od związania instytucjonalnego z religią, która w mojej ocenie zgubiła religijne źródła”. (Gazeta Wyborcza, 3.02.2007)

Jak Bartos wyobrazal sobie Kosciol wyczytac z kolei mozna w wywiadzie, ktory ukazal sie 11 stycznia 2005 w Dzienniku Polskim w Londynie. Zapytany o definicje Kosciola, Bartos wydawal sie pozostawac w zgodzie z ortodoksja, odpowiadajac: "Jeśli Kościół to zgromadzenie tych, którzy przynależą do Chrystusa, to jest on jeden i należą do niego wszyscy, którzy są ochrzczeni w Jego imię." Oczywiscie nie wspomnial nic o wierze katolickiej badz prymacie papieza ale w porzadku, przyjmijmy, ze mial dobre intencje. Jednak gdy dochodzimy do koncepcji ekumenizmu a la Bartos, pojawia sie problem:

"Tylko dialog, w którym uznaje się wartości odmiennych sposobów przeżywania tej samej wiary, prowadzi do ewolucji postaw, zbliżenia, a z czasem, gdy zanika nieufność i podejrzliwość, także do zapożyczeń wzajemnych, czy to w dziedzinie liturgii, teologii, czy technik pracy duszpasterskiej, charytatywnej itp. Tego typu dialog i otwarcie prowadzić musi do ewolucji własnej pozycji, sposobu przeżywania wiary. Anglikanin może stawać się bardziej lub mniej katolicki, katolik bardziej lub mniej prawosławny itd. To jest naturalny rozwój kultury i cywilizacji, wymiana jest wielkim dobrem, ubogaceniem, a nie utratą własnej tożsamości. Tożsamość nie jest czymś danym raz na zawsze, raczej jest procesem, dojrzewaniem. Tożsamość bez procesu dojrzewania i ewolucji staje się defensywnym fundamentalizmem."

Zrodlo: http://www.ekumenizm.pl/article.php?story=20050110180943922

A wiec dla Bartosia wiara jest przezywana a nie definiowana, a zmiany w liturgii czy teologii moga ja tylko ubogacic. Traci to synkretyzmem badz eklektyzmem. Dodatkowo Bartos proponuje 'ewolucje tozsamosci' katolickiej bez ktorej katolicyzm mialby stac sie 'defensywnym fundamentalizmem'. No coz, widac, ze (wtedy jeszcze) o. Bartos zamierzal bronic katolicyzm przed samym soba lub widzial Kosciol jako projekt konstrukcji ponadkonfesyjnej tozsamosci.

Czy jest wszystko jedno w jakim sie jest Kosciele?

W swojej Rozprawie z indyferentnymi, ktora stanowi czesc Katechizmu Spornego (wyd. Pelplin 1884), ks. Pawel Smolikowski tak uzasadnia potrzebe powrotu Protestantow do Kosciola Katolickiego ze wzgledu na ich zbawienie:

Rodzimy się wszyscy w Kościele katolickim, bo chrześcijaninem rodzi się każdy we Chrzcie świętym; a we Chrzcie św. staje się w duszy członkiem prawdziwego Kościoła i otrzymuje owo usposobienie, ową zdolność do wiary, o której mówiliśmy. Kościół zaś jest jeden i Bóg nie może dać zdolności i usposobienia do fałszywej wiary. Choć więc kto zewnętrznie nie należy do prawdziwego Kościoła, jest jednak w nim duszą, wewnętrznie. Błędy heretyckie przyjąć może potem, ale je przyjmie tylko rozumem, nie wiarą; wierzy zaś tylko w te prawdy, które z Kościoła wzięte zachowały się jeszcze w herezjach, i dlatego, o tyle, jest wierzącym. Jednym słowem, chrześcijanin, który z dobrym sumieniem trzyma się jakiej herezji, jest tylko zewnętrznie, materialnie, poza prawdziwym Kościołem, i może się zbawić. Dopiero jeśli zaczyna wątpić o tym, czy jest w prawdziwym Kościele, a nie stara się oświecić; tym bardziej, jeżeli się już przekonał, że nie jest, a nie porzuca herezji, wtedy zbawić się już nie może, bo grzeszy ciężko przeciwko Duchowi Świętemu.

Może tu kto temu zarzucić, że w takim razie prawdą jest, iż nasze zbawienie nie zależy od tego, jaką wyznajemy wiarę i do jakiego należymy Kościoła, ale tylko od naszego sumienia, czy ono nie ma jakich wątpliwości? A w takim razie lepiej, by każdy trzymał się swej wiary i swego Kościoła, a innych nie niepokoił. Bo póki kto jest w dobrej wierze tj. sądzi, że jest w prawdziwym Kościele, może się zbawić; gdy zaś wzbudzimy w nim wątpliwości, już będzie obowiązany prawdy szukać i przyjąć ją znalazłszy, a nie mając dostatecznej odwagi, zgubi swą duszę.

Słusznym by to było, gdyby stan tych, co materialnie są poza Kościołem, był taki sam, jak tych co są całkowicie w Kościele. Ale tak nie jest. To oddzielenie się, jakkolwiek zewnętrzne tylko, od Kościoła, pociąga za sobą takie następstwa, że nie tylko nie lepiej jest zostawiać w spokoju będących z taką dobrą wiarą w błędzie, ale miłość chrześcijańska każe nam owszem ich niepokoić. Przyczyny tego są następujące:

1) Heretycy nie w niektórych tylko punktach różnią się od katolików. Głębiej w rzecz zajrzawszy przekonać się łatwo, iż nie masz dogmatu, któryby nie był inaczej tłumaczony, inaczej rozumiany u niekatolików. Samoż pojęcie Boga zupełnie inne jest u nich niż u nas. A pojęcie Boga wielki wpływ ma na całe życie nasze.

2) Uczynki zależą od wiary. Każdy rozumie, jaki wpływ na całe życie musi mieć np. ta wiara protestantów, że kto przeznaczony do piekła, cokolwiek by czynił, do piekła pójdzie, choćby żył jak najcnotliwiej; a kto przeznaczony do nieba, może grzeszyć, ile chce, a z pewnością się zbawi; że więc do zbawienia wystarczy sama ta wiara, która zasadza się na wewnętrznym ufaniu, że się jest do nieba przeznaczonym.

3) Wiara całkowita daje wiele środków do zbawienia służących, których herezja pozbawia. Np. posty, umartwienia, modlitwy do Świętych itd.

4) Chrystus Pan dlatego powierzył trzodę swą najwyższemu pasterzowi, aby on miał pieczę o niej. Choć więc owce i poza trzodą należą duchowo i z prawa do niej, ale piecza prawdziwa pasterska nie może się do nich rozciągać, bo nie są przy najwyższym pasterzu; może on tyle tylko dla nich czynić, że się stara napowrót do trzody je wprowadzić. Poza trzodą więc i jej najwyższym pasterzem nie ma prawdziwej pieczy pasterskiej i nie ma władzy rozgrzeszania (cura pastoralis et jurisdictio). Tam więc nawet, gdzie zachowały się sakramenty i hierarchia, gdzie jednak nie ma władzy prawowitej, nie ma też i prawdziwej pieczy pasterskiej; stąd też dla braku nauki i gorliwości kapłanów i biskupów, wierni nie mają tam z sakramentów żadnego pożytku dla dusz swoich. I nabożeństwo staje się tam tylko zewnętrzną praktyką, nie mającą żadnego życia, ani pobudzającą do miłości Boga. Albowiem jak nikt tam nie daje biskupom władzy pasterskiej i jurysdykcji, tak też nikt nie dogląda tam biskupów, kapłanów, by pracowali nad ludem, by go nauczali, prowadzili i strzegli.

Jednym słowem, kto przypatrzył się dobrze stanowi religijnemu innowierców i kto zna warunki zbawienia, ten przyjść musi do tego przekonania, że to zdanie: "poza Kościołem katolickim nie ma zbawienia", tyczy się nie tylko tych, co z własnej woli, ale i w większej części i tych, co w dobrej wierze, jak powiadają, są poza Kościołem prawdziwym.


Lecz jeśli tak jest, w czymże różny jest stan pierwszych od drugich, to jest ludzi będących poza Kościołem rozmyślnie i w złej wierze, a będących tam nierozmyślnie i w dobrej wierze?

Naprzód w tym, że choć bardzo trudno zbawić się, nawet w dobrej wierze będącym poza Kościołem, to jednak mogą się zbawić. Po wtóre, że kto jest w dobrej wierze, ma czyste serce i kocha prawdę, ten znajdzie prawdziwą wiarę i Kościół. Bo taki ma owo usposobienie i zdolność do wierzenia w całej swej sile, dość więc, by mu się prawda przedstawiła, a zaraz ją przyjmie. Ponieważ zaś jest godnym członkiem Kościoła, mistycznego Ciała Chrystusa Pana, więc łatwo pozna głowę widzialną i ciało widzialne, to jest Kościół, do którego należeć powinien.

Tekst pochodzi ze strony

http://www.ultramontes.pl/katechizm_sporny.htm

poniedziałek, 23 lipca 2007

Żałoba okazją by przygotować się na śmierć własną

Pogrążeni w żałobie łączymy się z rodzinami i przyjaciółmi ofiar wypadku w Alpach. Niech ta tragedia będzie dla nas przypomnieniem prawdy, że nikt z nas 'nie zna dnia ani godziny' (Ewangelia św. Mateusza 24,36) kiedy Pan do nas przyjdzie.

Niech czas żałoby narodowej stanie się okazją do refleksji nad naszym własnym losem.

Oto Przygotowanie się na śmierć zawarta w książeczce do nabożeństwa wydanej przed 120 laty w Krakowie pod tytułem Katolik na modlitwie i nauce czyli zbiór obowiązków i nabożeństwa dla osób wszelkiego stanu z dodaniem katechizmu i pieśni na stronach 678-679:

Umierać szczęśliwie jest to sztuka nad sztukami, bo od tego zależy cały los wieczny człowieka. Dla nauczenia się tej umiejętności trzeba poświęcić całe życie swoje. Najlepszym środkiem do śmierci szczęśliwej jest życie pobożne, bo jak się żyło na świecie , tak się też umiera, taka jest przynajmniej ogólna reguła.

Dla zachęcenia się do życia pobożnego trzeba często myśleć o śmierci, każdy dzień życia naszego wzbogacać dobrymi uczynkami, jakoby to był ostatni dzień życia naszego, a każdy uczynek dobry w tej wykonywać intencyi, jakoby on ostatnim już był uczynkiem naszym.

Przytem często powinniśmy Boga prosić o śmierć szczęśliwą i wzywać w tej mierze przyczyny świętych Pańskich -- Abyśmy się zachęcili do żalu za grzechy nasze i poprawy życia naszego , powinniśmy często rozważać, jak to wiele Chrystus Pan za grzechy nasze wycierpiał. Męka także Jego dodaje nam ufności, iż Bóg nasze grzechy odpuścić raczy, skoro je opłakujemy. Pamiętać także mamy , że przy śmierci opuścić nam będzie trzeba to wszystko, cokolwiek drogiem dla nas na ziemi było , aby nam to rozłączenie za czasem przykrem nie było -- tem mniej przywiązywać się będziem do ziemi, im częściej rozkosze niebieskie rozważać będziemy.

Modlitewnik zawiera też naukę o bliższym przygotowaniu się na śmierć w czasie choroby. Polecić go jednakże wypada nam wszystkim, którzy nie znają czasu swego spotkania z Panem:

Chociaż całe życie człowieka przygotowaniem do śmierci być powinno, to jednakże szczególnie podczas choroby troszczyć się o to należy, która niebezpieczną być się zdaje, lub niebezpieczną stać się może. -- Chory powinien na ten cel przyjąć z cierpliwością chorobę z Boskiej ręki, jako karę za grzechy własne, jako doświadczenie w cnocie.

A ponieważ 'wiara bez uczynków' jest martwa, to też nasi ojcowie w wierze nie zapominali o kwestiach praktycznych:

Powinien wcześnie zaufanego do siebie przywołać lekarza, i być mu w zupełności posłusznym, aby sobie nie skrócić dobrowolnie życia. Wcześnie powinien sporządzić testament i wszystko w nim rozrządzić, co jeszcze do uczynienia pozostaje. Wynagrodzić bliźniemu, co jest do nagrodzenia, a przynajmniej na swoich ten obowiązek włożyć; z nieprzyjaciółmi się pojednać; wszelkie uczynione zgorszenia poprawić i wszystkich domowników do dobrego zachęcić. -- Nadto powinien do siebie poprosić pobożnego kapłana i stosownie do jego rady wcześnie przyjąć święte Sakramenta. (...) Upewnia nas o tem Słowo Boże, a doświadczenie uczy, iż skoro chory przez przyjęcie Sakramentów świętych serce swe uspokoi, wtenczas i lekarstwa lepszy przynoszą skutek i chory widocznie do zdrowia powraca.

Modlitwa do Najświętszej Panny o szczęśliwą śmierć (tamże, ss. 550-551)

O najsłodsza Matko Pana Jezusa, Panno Maryo, Pani moja, miłosierdzia pełna, racz sprawić przyczyną Swoją, aby śmierć nagła i niespodziewana nie padła na mnie; abym bez chrześcijańskiego i zbawiennego przygotowania się nie rozstał się z życiem.

Przez mękę i śmierć Jednorodzonego Syna Twego, błagam Cię, Panno błogosławiona, módl się za mną niegodnym, a uproś mi przed skonaniem mojem serdeczną skruchę, zbawienną spowiedź, żarliwą pokutę i zadosyć uczynienie, iżbym w miłości Syna Twego Boskiego i Sakramentami Jego posilony doczesność opuszczając, do wiekuistej łaski i radości Wybranych przyjętym został.

Uczyń ze mną miłosierdzie Twoje, Maryo, Matko Boska, w onę straszliwą godzinę, gdy we mnie siły życia ustaną i martwiejący język nie będzie Cię mógł wzywać; gdy się zaćmią oczy moje i żaden się głos ziemski przez uszy moje nie przebije.

Natenczas, o najłaskawsza Matko Chrystusowa, Opiekunko i Obronicielko grzeszników, racz pomnieć na niegodne modły, jakie teraz w miłosierdzie Twe składam, a ratuj nędzną duszę moję przez łaskę Syna Twojego, Pana naszego.

Amen.

czwartek, 19 lipca 2007

Czy należy nawracać Żydów?

Poruszeni pierwszym kazaniem w czasie Zesłania Ducha Świętego Żydzi zapytali św. Piotra "Cóż mamy czynić, bracia?" na co pierwszy papież odpowiedział "Nawróćcie się i niech każdy z was przyjmie chrzest w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych." W odpowiedzi "około trzech tysięcy" Żydów zostało ochrzczonych.

Piotr dodał też, że "obietnica Boża dotyczy was, waszych dzieci i tych wszystkich, którzy są daleko, lecz zostali powołani przez Boga." (Dzieje Apostolskie 2, 37-39). Zgodnie z tymi słowami Kościół od początku nawoływał Żydów do nawrócenia. Opór większości narodu żydowskiego jedynie pobudzał młody Kościół do pracy. Św. Paweł posunął się tak daleko, że gotów był "dla braci moich być wyłączony i pozostawać z dala od Chrystusa". (List do Rzymian 9,3). Bolał nad tym, że "tylko wybrani osiągneli to, a inni zostali zaślepieni" lecz przepowiadał co do Żydów, którzy nie uwierzyli, że "jeśli nie będą trwali w swoim niedowiarstwie, również zostaną wszczepieni". (tamże 11,7.23)

Ból ten i pragnienie nawrócenia narodu żydowskiego Kościół zachowuje w liturgii Wielkiego Piątku gdzie czytamy (zgodnie z Mszałem Rzymskim, wyd. Benedyktynów Tynieckich 1958):

"Módlmy się także za Żydów wiarołomnych, aby Bóg i Pan nasz zdarł zasłonę z ich serc, iżby i oni poznali Jezusa Chrystusa Pana naszego. (...) Wszechmocny wiekuisty Boże, który od miłosierdzia twego nawet Żydów wiarołomnych nie odrzucisz: wysłuchaj modły nasze za ten lud zaślepiony, aby wreszczie, poznawszy światło prawdy, którym jest Chrystus, z ciemności swoich został wybawiony."

Modlitwy te stały się solą w oku organizacji takich jak Liga przeciw Zniesławieniom. Na wieść o planach "wycofania z liturgii trydenckiej" powyższej modlitwy, dyrektor Ligi, Abraham Foxman, przyznał, że jest "szczęśliwy, że Watykan nas słucha".

Jak donosi dzisiejszy Dziennik watykański sekretarz stanu kardynał Tarcisio Bertone stwierdził, że "Zamiana fragmentu modlitwy rozwiązałaby problem", wyjaśniając, że "kontrowersyjny tekst może zostać zastąpiony modlitwą, która nic nie wspomina o nawróceniu Żydów."

Interesująco brzmi w tym kontekście puenta Dziennika:

"Zdaniem wielu katolików nowa formuła modlitwy w żaden sposób nie zmienia nauczania Kościoła na temat wyznawców judaizmu i innych religii. Benedykt XVI już wcześniej dał się poznać jako obrońca dogmatycznej zasady 'Extra ecclesiam nulla sallus' (poza Kościołem nie ma zbawienia). Katolicy wierzą, że jedyną znaną ludziom drogą do uzyskania życia wiecznego jest chrzest i przynależność do Kościoła."

Pod ostatnim zdaniem wypada się podpisać. Jeśli jednak Benedykt XVI wierzy, że 'extra ecclesiam nulla sallus' jak może podpisać zmiany w liturgii, które usuwają modlitwę o nawrócenie Żydów?